CYTATY



Poniższe cytaty mają walor edukacyjny - mają za zadanie uzmysłowić czytelnikowi czym było życie na zesłaniu, czym był łagier, czym był głód oraz praca ponad siły w nieludzkich warunkach... Mają również za zadanie ukazać jaka była sytuacja Polski po 1939 r. i na co mogli liczyć Ci, którzy jeszcze niedawno występowali w obronie swojej Ojczyzny i Europy...


"Termometru robotnikom nie pokazywano, nie było zresztą takiej potrzeby - do pracy należało wychodzić obojętnie przy ilu stopniach. Starzy mieszkańcy łagru prawie dokładnie określali, jak wielki jest mróz, bez użycia termometru: jeśli utrzymuje się mroźna mgła, znaczy to, że na zewnątrz jest 40 stopni poniżej zera; jeśli w trakcie oddychania powietrze wydobywa się ze świstem, ale jeszcze bez trudu - to jest 45 stopni; jeśli zaś pojawia się przy tym zadyszka - to na pewno jest 50 stopni. Powyżej 55 stopni ślina zamarza w locie. Już od dwu tygodni tak zamarzała."

Warłam Szałamow, Opowiadania kołymskie ("Cieśle"), Gdańsk 1991



"Przypominam, w tym czasie oddziały Armii Czerwonej zajmowały już większość naszego terytorium, a Stalin bez ogródek oświadczył, że marionetkowy rząd lubelski zostanie. Mimo tego Polacy wciąż mieli nadzieję i domagali się samostanowienia o swym losie bez udziału którejkolwiek z rządzących światem potęg. Nadzieje ich były płonne. Mimo tego w jednym ze swych wystąpień na konferencji (w Poczdamie) Roosevelt zapewnił Stalina, że "Stany Zjednoczone nigdy nie poprą żadnego tymczasowego rządu w Polsce sprzecznego z Pana interesami."

Powstała sytuacja była niezwykle stresująca, szczególnie dla Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. 60 lat temu na Drezno zrzucili bomby m.in. polscy lotnicy, ale niektórzy z nich odmówili wykonania rozkazu. Nalot na Drezno planowany był na 13 lutego 1945 roku. Na briefingu (odprawie przed lotem) oficer wywiadu brytyjskiego powiadomił pilotów Dywizjonu 300, że mają lecieć na Drezno, aby pomóc Armii Czerwonej. Część pilotów oświadczyła, że Rosjanom pomagać nie będzie. Nie byłoby w tym zdarzeniu niczego nadzwyczajnego gdyby nie nastroje wywołane Konferencją Jałtańską.

- Panowie - powiedział jeden z pilotów - tej nocy mamy atakować Drezno, jako wsparcie dla Armii Czerwonej i to w takiej chwili, gdy nasze serca krwawią po kolejnym rozbiorze Polski dokonanym w Jałcie. Wykonania rozkazu odmówili głównie piloci pochodzący z Kresów, które Polska utraciła w wyniku porozumienia jałtańskiego. Emocje opadły, gdy dowódca Dywizjonu, jednak zdecydował się wystartować. Ten gest uratował Dywizjon, bowiem Brytyjczycy byli skłonni - wskutek niesubordynacji lotników - zlikwidować jednostkę. Jeszcze bardziej tragiczne wydarzenia miały miejsce wśród żołnierzy II Korpusu gen. Andersa, gdzie kilkudziesięciu z nich popełniło samobójstwo - oni też w większości pochodzili z naszych Kresów. (...)

My Polacy po zakończeniu II wojny światowej na długie lata zostaliśmy wtłoczeni w system totalitarnego sprawowania nadzoru nad swoim państwem i narodem. Żadnych wolnych, a tym bardziej własnych wyborów i samostanowienia. Opinia publiczna zniewolona. Traumatyczne dzieje, wielokrotnie połączone z brutalna interwencją zewnętrzną. Wszystko to odbywało się z cichym przyzwoleniem demokratycznego Zachodu."

Edward Jaremczuk, Jałta ciągnie się do dziś [w:] Tydzień w Elblągu, nr 4/148 - 2005



"Kołyma - to bliźniacza siostra hitlerowskich obozów śmierci. Ale i od nich się ona odróżnia. Oczywiście nie tym, że w Oświęcimiu i Treblince likwidowano ludzi w komorach gazowych, a na dalekiej sowieckiej Północy, na biegunie zimna, umieszczano więźniów w brezentowych namiotach. Różnica polega na tym, że w hitlerowskich obozach śmierci ofiary wiedziały, dlaczego są zabijane. Oczywiście człowiekowi mimo wszystko nie chce się umierać. Jednakże zabijany przez hitlerowców więzień wiedział, że umiera dlatego, iż jest przeciwnikiem hitlerowskiego reżimu lub też Żydem czy rosyjskim jeńcem wojennym. ten zaś, kto umierał w kołymskich - i we wszystkich innych sowieckich łagrach - kończył życie nie wiedząc dlaczego. "Areszty trzydziestych lat - pisze W. Szałamow - były aresztami przypadkowych ludzi... Profesorowie, pracownicy partyjni, wojskowi, inżynierowie, chłopi, robotnicy zapełniający wówczas więzienia w ogromnych ilościach nie kryli w swych duszach niczego specjalnego oprócz, być może, własnej przyzwoitości... Nie byli oni wrogami władzy ani przestępcami na miarę państwową i umierając, do końca nie wiedzieli dlaczego tak się musiało stać (Ostatni bój majora Pugaczowa). W hitlerowskich obozach śmieci więźniowie przez ten krótki okres, który pozostawiał ich przy życiu - od wejścia przez obozowe wrota udekorowane napisem "Praca daje wolność" do wejścia do komory gazowej - nosili na piersiach znak określający przyczynę ich śmierci: "polityczny", "Żyd", "Rosjanin, "Polak"... W kołymskich obozach śmierci więźniowie przez ten krótki okres, który mieli wypełnić nieludzko męczącym trudem - od wejścia przez wrota upiększone słowami Stalina: "Praca to sprawa honoru, sprawa dzielności i bohaterstwa" do śmierci w lodowatym wykopie czy na brudnym łóżku szpitalnym - wiedzieli jedynie, że w aktach ich spraw widnieją tajemnicze cyfry: 58 i numer paragrafu lub zgadkowe litery: KRD, KRTD, ASA..."

Michał Heller, przedmowa do pierwszego polskiego wydania Opowiadań kołymskich W. Szałamowa, Gdańsk 1991



"Sawieliew, student Moskiewskiego Instytutu Łączności, był moim krajanem z więzienia na Butrykach. Wstrząśnięty tym wszystkim, co widział, napisał jako wierny komsomolec list z celi do "wodza" partii w przekonaniu, że tego rodzaju doniesienia do wodza dochodzą. Jego sprawa była zupełnie błaha (korespondencja z własną narzeczoną); dowodem agitacji (punkt 10 pięćdziesiątego ósmego paragrafu) były wzajemne listy narzeczonego do narzeczonej. Jego "organizacja" (punkt 11 tego samego paragrafu) składała się z dwóch osób. Wszystko to jak najbardziej poważnie zapisywano w formularzach zeznań. Jednakże wszyscy myśleli, że ponad zesłanie, nawet według ówczesnych miar, Sawieliew nic więcej otrzymać nie może. W niedługi czas po wysłaniu listu z celi - któregoś dnia, będącego dniem "podaniowym" - wywołano Sawieliewa na korytarz i wręczono mu za pokwitowaniem zawiadomienie. Prokurator naczelny informował w nim, że osobiście zajmie się jego sprawą. Potem już tylko jeden raz wezwano Sawieliewa - po to, aby wręczyć mu wyrok sądu specjalnego, "osobowo sowieszczanija": dziesięć lat łagrów."

Warłam Szałamow, Opowiadania kołymskie ("Na suchej racji"), Gdańsk 1991



"Był barak, gdzie składano zamrożone trupy. Jak przyjeżdżała komisja aktirująca, to je rozgrzewano, stemplowano i opisywano w tak zwanym archiw III. Leżały wtedy w morgach (trupiarniach). Potem, jak doszedłem do zdrowia, miałem tam trochę komiczne zdarzenie. Chcąc zarobić dodatkowe pajki zgłosiłem się tam do pracy. Polegała ona na cięciu drzewa i rozpalaniu pieca do czerwoności, żeby trupy odtajały. Trupy leżały na podłodze, na narach, stały podparte pod ścianą. Jak napaliłem w piecu, wokół którego była piaskownica - żeby ogień się nie rozniósł, położyłem się w niej i przysnąłem. Obudził mnie trzask przewracających się trupów. Kiedy zobaczyłem, jak ruszają nogami, rękami (pod wpływem ciepła) - nie wiedziałem, gdzie jestem - wyprysnąłem stamtąd z krzykiem."

Janusz Siemiński, Przepaść [w:] Karta, nr 1 / styczeń 1991



"W łagrze, aby stać się "dochodiagą" - cieniem człowieka, młody, zdrowy człowiek rozpoczynajacy swą karierę w wyrobisku na "czystym powietrzu" potrzebuje nie mniej niż dwadzieścia do trzydziestu dni przy szesnastogodzinnej pracy bez wolnych dni, przy stałym głodzie, porwanej odzieży i noclegach w dziurawych brezentowych namiotach na sześdziesięciostopniowym mrozie; bijący dziesiętnicy, bijący starostowie - kryminaliści, bijący konwojenci - przyspieszają nieco ten proces. Sprawdzono to wielokrotnie. Brygady rozpoczynające sezon wydobywania złota i noszące imiona swoich brygadzistów nie zachowują w swoim składzie do końca sezonu ani jednego człowieka z tych, którzy go rozpoczynali. Oczywiście, oprócz samego brygadzisty, sprzątającego i jeszcze kogoś z osobistych przyjaciół brygadzisty. Pozostały skład brygady zmienia się kilkakrotnie w ciągu lata. Kopalnia złota nieustannie wyrzuca ludzkie odpady produkcji do szpitali, do tak zwanych ozdrowieńczych brygad, do miasteczek inwalidzkich i na bratnie cmentarze."

Warłam Szałamow, Opowiadania Kołymskie ("Tatarski mułła i czyste powietrze"), Gdańsk 1991



"Potem i ja pojąlem, że wszystko polega na przewadze fizycznej, jeżeli odnieść to do brygadzistów, sprzatających, nadzorców - wszystkich funkcyjnych nie noszących broni. Dopóki jestem silniejszy, nikt mnie nie uderzy. Jeżeli osłabłem, bije mnie każdy. Bije sprzątający, bije łaziebny, fryzjer i kucharz. Dziesiętnik i brygadzista, bije każdy błatniak, nawet najsłabszy. Natomiast fizyczna przewaga konwojenta to jego karabin.

Siła bijącego mnie naczelnika to prawo i sąd, i trybubał wojskowy, i staż obozowa, i wojsko. Nietrudno mu być silniejszym ode mnie. Siła błatniaków leży w ich ilości, ich "kolektywie", w tym, że mogą po paru słowach zarżnąć człowieka (ja widziałem to wiele razy). Ale ja też jeszcze jestem silny. Może mnie bić naczelnik, konwojent, błatniak. Sprzątający, dziesiętnik, fryzjer jeszcze mnie bić nie zdołają."

Warłam Szałamow, Opowiadania Kołymskie ("Termometr Griszki Łoguna"), Gdańsk 1991



"Mierzlakow wiedział jeszcze coś innego: w pierwszym rzędzie umierali ludzie rośli. Żaden nawyk do ciężkiej pracy nic tu nie potrafił zmienić. Szczuplutki inteligent mimo wszystko trzymał się dłużej niż gigant-kałużanin, urodzony kopacz, jeśli byli jednakowo żywieni według łagrowej "racji". Ze zwiększonego za wyrobione procent przydziału również niewiele było korzyści, bo zasadniczy przydział składników żywności pozostawał bez zmiany - zupełnie nie obliczony na dorosłych ludzi. Po to, aby lepiej zjeść, trzeba było lepiej pracować; aby zas lepiej pracować, trzeba było lepiej zjeść. Estończycy, Łotysze, Litwini zawsze umierali pierwsi. Zawsze pierwsi "dochodzili", co było przyczyną wyrażanych przez lekarzy spostrzeżeń: cała Przybałtyka jest słabsza niźli lud rosyjski. Normalne warunki bytowania Łotyszy i Estończyków o wiele bardziej różniły się od bytowania w łagrze niż życie rosyjskiego wieśniaka i było im znacznie trudniej. Ale rzeczywisty powód tkwił w czym innym - oni nie to, że byli mniej wytrzymali, lecz całkiem po prostu bardziej rośli."

Warłam Szałamow, Opowiadania Kołymskie ("Terapia wstrząsowa"), Gdańsk 1991



"Ucieczka - to wielka próba charakteru i opanowania, woli, siły fizycznej i duchowej. Wydaje się, że na żadne polarne zimowisko, na żadną ekspedycję nie jest tak trudno dobrać sobie towarzysza, jak na ucieczkę. Do tego dochodzi głód, ostry głód - stałe zagrożenie uciekiniera. Jeśli przyjąć, że właśnie z głodu ucieka aresztant, a więc się go nie obawia, to wyrasta jeszcze jedno dręczące niebezpieczeństwo, z którym może się zetknąć uciekinier - może zostać zjedzony przez swoich własnych towarzyszy. Oczywiście, przypadki ludożerstwa w trakcie ucieczki są rzadkie. Ale mimo to zdarzają się, i jak się wydaje, nie ma ani jednego starego kołymianina, który by nie stykał się z takimi ludźmi, którzy otrzymali wyrok właśnie za zabójstwo towarzysza ucieczki i spożywanie ludzkiego mięsa."

Warłam Szałamow, Opowiadania Kołymskie ("Zielony prokurator"), Gdańsk 1991



"Łagier był dla człowieka wielką próbą siły charakteru, zwykłej ludzkiej moralności i dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi nie wytrzymywało tej próby. Wraz z tymi, co nie wytrzymali, umierali ci, co zdołali wytrzymać, starając się być lepszymi niż wszyscy, twardszymi dla samych siebie..."

Warłam Szałamow, Opowiadania Kołymskie ("Inżynier Kisielow"), Gdańsk 1991